czwartek, 30 marca 2017

6. Wieczni chłopcy

Nauczyłam się kłamać bardzo wcześnie. Ale dojrzałam również stosunkowo wcześnie. A przynajmniej tak mi się wydawało, gdy w wieku szesnastu lat prawie straciłam dziewictwo z nauczycielem baletu na wakacyjnym, prawie miesięcznym kursie. Powstrzymało nas tylko to, że akurat pękła mu w rękach ostatnia prezerwatywa.
Cliché.
Z perspektywy czasu trudno określić, czy nauczyłam się kłamać wtedy, gdy zaczęliśmy się spotykać po godzinach, czy może jeszcze wcześniej i dzięki temu nikt nas nie nakrył. I czy dzięki temu zdarzeniu, ciekawość, tego co nas ominęło, sprawiła, że wylądowaliśmy w łóżku ponownie. Po kilku latach, mojej zakończonej karierze baletowej i jego ponownym rozkwicie, gdy dostał rolę we francuskim filmie.
Spotkaliśmy się w Warszawie. Byłam w knajpie, sama. Jadłam śniadanie wpatrzona w jakieś pisemko dla kobiet. Zmęczona, obolała, z nieświeżymi włosami cuchnącymi dymem papierosowym, we wczorajszym ubraniu, z rozsypującym się po wielu godzinach makijażem. Powiedział, że wyglądam uroczo.
- Nina! To ty?
Podniosłam wzrok na Apollina, skąpanego we wschodzącym słońcu i dopiero po chwili zrozumiałam, że ten przystojny blondyn o nienagannej figurze i cerze to mój były nauczyciel tańca. Niedoszły kochanek i pierwsza poważna nastoletnia miłość - Adam Wawrzyk.
- Y... Tak, to ja. Dzień dobry.
- Mogę się przysiąść?
- Jasne - odpowiedziałam nieco niepewnie, ściągając z krzesła obok torebkę.
Adam pewnym ruchem odsunął krzesło, i jak na bóstwo przystało, rozsiadł się wygodnie, jednocześnie nie tracąc wizerunku Pana Idealnego. Pani od savoir-vivre'u byłaby dumna z jego dżentelmeńskiej postawy i mowy ciała. Nie tracił czujności ani przez chwilę. A ja dzięki temu czułam się jeszcze mniejsza i gorsza.
- Jakie spotkanie po latach! Co u ciebie, Nina? Wyleczyłaś kontuzję? - pytał z udawanym entuzjazmem. Albo się zgrywał. Jednak dla kogoś z boku mógłby brzmieć przekonująco.
- Częściowo. A poza tym wszystko dobrze. Dziękuję. A u pana? - siliłam się na grzeczność i obojętność.
- Nina... - przeciągnął, kiwając głową z politowaniem. - Przecież możesz do mnie mówić po imieniu. Jesteśmy już oboje dorośli.
- Postaram się - odpowiedziałam, a na mojej twarzy pojawiło się coś na kształt uśmiechu łamane przez jednostronne porażenie twarzy. W tej chwili miałam ochotę tylko i wyłącznie zniknąć. Wróciły wspomnienia. Ja, niedoświadczona, zahukana uczennica. On, nauczyciel, zawodowiec, ideał.
- To dobrze. - Posłał mi swój firmowy uśmiech a jego dłoń, dotychczas opierająca się o stół, niebezpiecznie zbliżyła się do mojej, sięgającej po serwetkę. - Wróciłem na chwilę do Polski, mam tutaj kilka spotkań, wywiadów, a potem lecę do Stanów.
- Gratuluję. A w Stanach zostajesz już na stałe?
- Chciałbym.
- Może się uda...
Zanim zdążyliśmy nacieszyć się ciszą, jaka nastała po mojej w połowie szczerej wypowiedzi, Adam zagadnął przechodzącą kelnerkę. Poprawka, uszczęśliwił przechodzącą kelnerkę, bo dziewczyna wyraźnie nie mogła oderwać od niego wzroku już dłuższą chwilę i myślę, że nie robiła tego z powodu zamiłowania do swojej pracy. Wawrzyk z jednej strony działał na kobiety jak magnes - przyciągając do siebie je wszystkie, a z drugiej jak granat ręczny z gazem łzawiącym w środku - ogłuszał je, odbierał im zdolność racjonalnego myślenia a na koniec doprowadzał do łez.
- Poproszę podwójne espresso.
Pod kelnerką lekko ugięły się kolana, gdy Adam podniósł na nią wzrok i ich spojrzenia się spotkały. Gdybym go nie znała, pomyślałabym, że tak zacznie się historia początku ich wspólnego życia. Niestety, znałam go aż za dobrze. Solista uwielbiał, gdy dziewczynom miękły kolana i robiło się mokro. Może dlatego żadna nie wytrzymywała z nim długo. A te, które próbowały, rzucał z kolei on.
- Nina... Powiedz mi, co teraz robisz? Pracujesz w branży?
- Hmm... I tak, i nie. Pojawiam się czasem w teledyskach...
- To wspaniale? Gdzie cię można zobaczyć?
- U Alicji Kiryk, nie wiem czy kojarzysz...
- Coś mi się obiło o uszy.
Znowu zabrakło nam pomysłów na grzecznościowe pytania, więc zajęliśmy się swoimi filiżankami kawy. W międzyczasie podeszła do nas kelnerka z kawą.
- Podać coś jeszcze?
- Nie, dziękuję, słońce.
Tylko przewróciłam oczami.
- No co, Nina? – spytał, gdy dziewczyna schowała się za barem.
- Widzę, że nic się nie zmieniłeś – odpowiedziałam kpiąco. To nie miał być komplement.
- Ty za to zmieniłaś się bardzo. Ile to lat?...
- Siedem. - „Siedem lat, miesiąc i jakieś 4 dni", dopowiedziałam w myślach.
- Siedem... - powtórzył, mówiąc jakby sam do siebie. - Ale nie myśl, że chodzi mi o sam wiek – zaczął się bronić. - Bardziej o to, że stałaś się prawdziwą kobietą. Faceci pewnie szaleją na twoim punkcie.
- Nie wiem, ostatnio jakoś nie miałam do tego głowy.
- Hmm...
Spojrzał na mnie znad filiżanki tak, jak patrzył na kobiety, gdy chciał im zawrócić w głowie. Przeciągle, uwodzicielsko. Przez chwilę poddałam się temu, ale potem przypomniałam sobie z kim mam do czynienia.
- Wiesz, chyba muszę już iść. Miło było cię spotkać.
Zaczęłam szukać w torebce portfela, żeby zapłacić za śniadanie i kawę. Starałam się przy tym zachowywać jak najbardziej swobodnie i przy okazji nie patrzeć mu w oczy.
- Już mnie opuszczasz, Nina? A mogę cię chociaż odprowadzić?
- Nie masz jakiegoś wywiadu w planach?
- Dopiero za godzinę a nie chcę tu siedzieć sam – odpowiedział i również zaczął się zbierać.
- Hmm... No dobrze.
Wyszliśmy z chłodnej, klimatyzowanej knajpy na zewnątrz, gdzie przywitał nas upał i palące słońce. Na niebie nie było ani jednej chmurki. Wszyscy przechodnie starali się przemknąć jak najszybciej przez skąpany w słońcu chodnik, przez co czułam się jeszcze bardziej przytłoczona i zmęczona.
Miałam wrażenie, że rozpłynę się nim dojdę do mieszkania koleżanki a nie miałam się już z czego rozebrać. Pod luźną bluzką miałam tylko biustonosz. Spodenki ledwie sięgały za tyłek. Adam natomiast miał na sobie długie spodnie w kant i koszulę z długim rękawem, lekko wywiniętym, i wydawało się, że ta temperatura kompletnie go nie wzrusza. Założył jedynie przeciwsłoneczne okulary.
- Wiesz... Myślałem o tamtych wakacjach...
- Yhym... - wymruczałam, udając znudzenie. Tak naprawdę umierałam z ciekawości, czy w ogóle o mnie myślał. Bo ja myślałam, i to dużo. Porównywałam do niego każdego faceta. I każdy w tym zestawieniu przegrywał z kretesem.
- Gdybyśmy wtedy to zrobili...
- To wyrzuciliby cię z pracy a mnie ojciec zamknąłby w klasztorze.
- To też – zaśmiał się. - Ale zastanawiałem się, czy bylibyśmy razem.
- Och, jasne, że nie. Rzuciłbyś mnie, gdybym tylko zdążyła się do ciebie przywiązać – odpowiedziałam jak gdyby nigdy nic. Jednak była to smutna prawda i bolało mnie to. Zdążyłam się do niego przywiązać, a po tym feralnym zdarzeniu Adam unikał mnie aż do końca turnusu. I więcej go już nie spotkałam.
- Hmm, aż tak nisko mnie cenisz?
- Yhym. – Przystanęłam, mimo że do mieszkania miałam jeszcze kawałek drogi. Wolałam się już teraz z nim pożegnać.
- Nina... - Przyciągnął mnie do siebie i uniósł mój podbródek bym spojrzała mu prosto w oczy. – Tobie bym tego nie zrobił. Ty byłaś inna.
- Adam, zostaw te bajki dla kelnerki albo sprzątaczki w hotelu. Byłam młoda i głupia. Trudno. Zapomnij o tym, ok?
- Chyba się nie da... - szepnął mi do ucha i pocałował w policzek.
- Jeżeli odpowiednio długo nad tym popracujesz, wszystko jest możliwe – powtórzyłam jego ulubiony tekst z warsztatów i odepchnęłam go. – Było miło cię spotkać, ale muszę lecieć. Trzymaj się.
I bez oglądania się za siebie, zniknęłam za zakrętem, a następnie na autopilocie dotarłam do mieszkania. Dopiero, gdy zamknęły się za mną drzwi mogłam odetchnąć pełną piersią. Jeden - zero dla mnie, za to, że mu nie uległam. Jeden – jeden, gdy przez następne dni nie mogłam przez niego zasnąć.

***

Nie spodziewałam się, że jeszcze go spotkam. A jednak, los bywa przewrotny. Zetknął nas za sprawą mojego ojca, który zaprosił Adama do Bełchatowa na warsztaty taneczne dla młodzieży. Pamiętał, że tancerz był moim nauczycielem na kursach baletu i wiedział, że jego nazwisko jest jednym z najgorętszych w Polsce, dlatego użył swoich kontaktów, żeby ściągnąć go do miasta. Czymś musiał zjednać sobie ludzi po zatrudnieniu Kacpra w klubie i jednoczesnym pozbyciu się innego, sławniejszego zawodnika. Gdyby tylko wiedział, kim był dla mnie Adam...
Dopiero zaczynałam zajęcia z cheerleaderkami, a do rozpoczęcia sezonu zostało jeszcze kilkanaście dni. Ojciec jak zwykle nic mi nie powiedział, wspomniał tylko, że po naszym treningu sala jest wynajęta i nie mogę męczyć dziewczyn dłużej niż norma przewiduje. Chyba chciał mi zrobić niespodziankę. Cóż, zawsze miał problem z doborem prezentów. Gdy więc na salę wkroczył tłum dziewczynek w wieku od pięciu do piętnastu lat, za nim chmara dorosłych, dziennikarze z aparatami i jeden gość z kamerą a na końcu Adam, nie byłam specjalnie szczęśliwa.
- Nina, pamiętasz pana Adama Wawrzyka... - zaczął ojciec, stając mi za plecami. A ja aż podskoczyłam.
- Tato! Zawału serca dostanę. – Złapałam się za serce i teatralnie przewróciłam oczami.
- Co ty taka strachliwa? - zdziwił się. Przystanął obok i razem patrzyliśmy na ten karykaturalny spektakl. Dwa pokolenia kobiet straciły głowę dla tego palanta. Ojciec podrapał się po głowie, skonfundowany tym zjawiskiem, jeszcze bardziej intensywnym niż na meczach jego ukochanej drużyny. Po chwili jednak powrócił do siebie - A, zapomniałbym. Powiedziałem już dziewczynom, żeby chwilę poczekały, żebyście mogły pokazać jak tańczycie.
- Co?! Przecież my dopiero zaczynamy. Nie ma mowy!
- Widziałem wasz trening, świetnie wam idzie - zbył mnie, jak zwykle nie biorąc pod uwagę mojego sprzeciwu. - Nie masz się czym przejmować...
- Dzień dobry! – Ni stąd ni zowąd dołączył do nas Adam. Nawet w trykocie wyglądał świetnie, a może nawet właśnie w nim. Przywitał się z moim ojcem uściskiem dłoni a potem poklepał mnie po ramieniu.
- Nina, miło cię widzieć. Twój tata opowiadał mi o twoim zespole. Nie mogę się doczekać pokazu.
- Nie wiem czy jesteśmy gotowe...
- Zawsze taka skromna. – Puścił oko do mojego ojca a mną targnął odruch wymiotny. Nie uszło to jego uwadze, więc jeszcze bardziej wczuł się w rolę. – Musi pan być z niej dumny.
No, tego jeszcze nie grali.
- Ekhem, no tak, oczywiście - przytaknął ojciec, włączając tryb "dumny ojciec" i uśmiechając się od ucha do ucha.
Poczekałam aż skończą z tymi zwyczajowymi uprzejmościami i ojciec się oddali, aby bardzo mocno uszczypnąć Adama i powiedzieć mu co nieco do słuchu.
- W co ty grasz?
- Au, weź się opanuj! - jęknął, wyswobadzając się z uścisku.
- Opanuję się, jak się odczepisz od mojego ojca i powiesz mi, dlaczego jesteś w Bełchatowie a nie w Ameryce.
- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas.
I odszedł, jak gdyby nigdy nic, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie i niezadanym pytaniem, które echem odbijało się w mojej głowie: „Dlaczego mi to robisz?".
Dziewczyny wróciły na halę, ubrane w stroje wyjściowe i zaczęły się rozciągać, musiałam więc wrócić do żywych.
- Nina, zatańcz z nami – rzuciła ni stąd ni zowąd Malwina, gdy próbowałam znaleźć w torbie płytę z muzyką. Posłałam jej mordercze spojrzenie.
- Nie ma mowy, poradzicie sobie. Piosenka „Freak". Gdzie pompony?
- Yyy... Zaraz będą. – Urocza, chudziutka blondynka wyższa ode mnie prawie o głowę, której imienia nie mogłam zapamiętać, pobiegła do szatni.
- Mówię serio, Nina. – Nie ustępowała Malwina. – Nie damy rady.
- Która nie da rady? – spytałam bojowo nastawiona, podpierając się pod boki. Ku mojemu zaskoczeniu, wszystkie podniosły rękę w górę. – Dziewczyny...
Nie zamierzały odpuścić, a to że zatańczymy zostało już ogłoszone, więc również skoczyłam do szatni i wystroiłam się w dawno nie prany strój awaryjny. I przypomniał mi się kolejny powód dla którego nie jestem cheerleaderką.
Na nogach jak z waty opuściłam szatnię, rozglądając się cały czas na boki, czy przypadkiem nikt znajomy się nie kręci. Wyglądałam jak ofiara losu w tej plisowanej miniówce. Na szczęście siatkarze mieli trening dopiero wieczorem.
- Świetnie wyglądasz! – rzuciła Irenka, gdy tylko zamknęły się za mną drzwi. Wtedy jeszcze mnie lubiła, bo ani ona, ani ja nie miałyśmy do czynienia z Wroną.
- Bardzo, kurwa, śmieszne – wymamrotałam, bardziej do siebie niż do nich i gdy nadeszła nasza kolej, włączyłam muzykę i odtańczyłam własny układ.
Nie był trudny, jeżeli chodzi o pracę zespołową. Gorzej z krokami i tempem. Na szczęście będąc na przodzie nie widziałam co działo się za moimi plecami. Więc nawet jeśli dziewczyny się myliły, nie podnosiło mi to ciśnienia. Zżerał mnie za to stres. Kiedy skończyłyśmy, miałam wrażenie, że wróciłam z dalekiej podróży a ostatnie pięć minut było tylko bardzo złym snem. Sam taniec to pikuś, ale te spojrzenia córek, matek i przede wszystkim Adama...
Złapał mnie, gdy wychodziłam z szatni, wykąpana i przebrana, ale bez grama makijażu.
- Nina, czekaj!
Walczyłam ze sobą długo, ale uległam. Byłam przecież dorosła. Nie mogłam uciekać jak dziecko, udając, że nie słyszę co do mnie mówi. Przystanęłam i odważyłam się spojrzeć mu w oczy. Te oczy...
- To było świetne. Baaardzo dalekie od baletu, ale naprawdę świetne. Powinnaś polecieć ze mną do Stanów - powiedział. Brzmiał jak najbardziej poważnie. Ale przecież "bajerę" opanował do perfekcji.
- Yhym, jasne. Ale dzięki.
- Naprawdę. Ale na razie chciałbym, żebyś poszła ze mną na obiad. Nie wiem gdzie tutaj można dobrze zjeść...
- Wychodzisz z budynku i skręcasz w prawo - przerwałam mu. - Idziesz jakieś dwieście metrów prosto i zobaczysz Trattorię. Fajna, włoska knajpa.
- Chodź ze mną, proszę. Pogadamy, jak kiedyś. Nie znam tu nikogo.
Miałam już powiedzieć, że na pewno szybko kogoś pozna, ale nie chciałam tego przeciągać i jednocześnie bardzo chciałam z nim iść, więc udając, że kompletnie mi nie zależy i robię to dlatego, że tak ładnie prosi, zgodziłam się. Może już się z niego nie wyleczyłam? Może byłam gotowa stawić mu czoła i nie rzucić się na niego, gdy zostaniemy sami?
Taaa. Jasne.

***

Czytasz? Komentuj i motywuj do pisania! 
Albo napisz dlaczego mam przestać :D

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz