środa, 8 lutego 2017

3. Nie patrz na mnie takim wzrokiem

Stało się, zmieniłam plany. Chyba nie potrafiłam odmawiać Wojtkowi. Calutki mecz przesiedziałam zaraz za bandami reklamowymi, denerwując się, że dziewczyny nie tańczą równo. Niewiele brakowało, żebym zaczęła na nie wrzeszczeć przy tych wszystkich ludziach na trybunach. Na szczęście SKRA rozbiła drużynę Włodarczyka w trzech setach więc nie denerwowałam się długo i nie musieli mnie zabierać w kaftanie.
Kiedy już myślałam, że koniec stresów, pijemy i w drogę, Włodarczyk wyszedł spod prysznica i obwieścił mi swój genialny plan na wieczór.
- Nina...
- Czego? - odwarknęłam, wciąż jeszcze będąc myślami na hali, gdzie dziewczyny odwaliły naprawdę niezłą manianę. Zapomniały wszystkiego czego je uczyłam.
- Urocza jak zwykle - westchnął teatralnie. - Przygarniesz kilku samotnych młodzieńców na biforka? W hotelu nie wolno nam balować.
- Kilku, czyli ilu? - spojrzałam na niego spode łba. Wyczuwałam nadchodzącą katastrofę.
- No... tak z czterech. A potem przyjdzie Wrona...
- Hola, hola! - przerwałam mu w pół zdania. - To czemu nie idziecie do Wrony?
- Irenka nas nie lubi, po ostatnim... - wydukał skruszony, robiąc minę niewiniątka. Posłałam mu tylko spojrzenie pt. "are you fucking kiddin me?" i zabrałam swoje rzeczy z szatni.
No tak. Nie dziwię się. Podobno szorowała podłogi pół dnia, gdy Andrzej najpierw smacznie spał a następnie mniej smacznie wymiotował. Mówiłam mu, żeby zwolnił, ale cóż. Z męską dumą nie wygrasz.
- Wiesz... lubię was, ale nie na tyle, żeby potem po was sprzątać.
- No co ty! Nie ma takiej opcji! Będziemy pić kulturalnie. - żachnął się Włodarczyk.
- Taa...
- Serio, słowo harcerza. A nawet słowo studenta.
- Włodi, to, że stałeś kiedyś obok studentów w kolejce po wpis...
- Nina!
- No dobra, pilny studenciaku. Ale macie serio pić kulturalnie. Nie jak studenci.
- Tak jest, Herr General.
Zabiję Malwinę. Przez nią wszyscy salutują mi jak jakiemuś essesmanowi. Wprawdzie lubię rządzić, ale bez przesady. Nikt jeszcze na moim trening nie umarł. Na razie.

Mieszkanie szybko się zapełniło i z czterech siatkarzy zrobiło się dwudziestu. Do tego większość przyszła z partnerkami, a i moje tancerki się jakimś cudem przypałętały. Byłam pełna podziwu dla metrażu mojego mieszkania. Wszyscy jakoś się mieścili i było naprawdę fajnie. Dopiero, gdy ktoś rozbił mi mydelniczkę w łazience i dźwięk ceramiki rozbijanej na ceramice dotarł do moich uszu, wróciłam do siebie.
- Ej tam! Hola! Wynocha z łazienki. - krzyczałam, dobijając się do zamkniętych drzwi. Ktoś w środku ewidentnie bał się wyjść. Przez szybkę zobaczyłam, że nikt nie leży w wannie, nie zgonuje na podłodze ani też nie robi nic, co miałoby mnie powstrzymać przed wejściem. Wykorzystałam swój niezawodny trik z dzieciństwa na denerwowanie brata i otworzyłam drzwi za pomocą śrubokręta. Moim oczom ukazał się Wrona i półnaga Irenka. Oboje bladzi z przerażenia, bo nie spodziewali się, że wejdę.
- Po pierwsze, mydelniczkę kupiłam w Pepco, jakbyś chciał ją odkupić - wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu, próbując zachować zimną twarz. - Po drugie, twoja sypialnia jest... Ile? Piętro, dwa wyżej?
Wrona nie odezwał się ani słowem, chociaż na wspomnienie sypialni powieka mu drgnęła. Dokładnie wiedziałam, gdzie była. Jednak przy Irence musiałam grać świętą. Coś tam podejrzewała, ale pewności mieć nie mogła.
- A ty się ubierz - wysyczałam przez zęby i rzuciłam jej bluzkę, nonszalancko rzuconą na moją pralkę. - W samym staniku chyba nie pójdziesz na imprezę.
Nie zauważyłam, gdy w mieszkaniu zrobiło się cicho i wszyscy, dosłownie wszyscy skupili na nas swoją uwagę. Przymknęłam więc drzwi łazienki i odchrząknęłam.
- Wódka wam się grzeje. No i zbliża się pora wyjścia.
Imprezowy nastrój uleciał, tak jak powietrze z przebitego szpilką balonu. Tą szpilką byłam ja. Mogłam odpuścić i nadal gadać z chłopakami o niczym, ale widziałam jak Andrzej z Ireną wchodzą do łazienki i od tego momentu potrafiłam myśleć tylko o tym. O tym, że będą się lizać pod moim prysznicem. Albo robić coś więcej. Musiałam przyznać, że chociaż to ja rzuciłam Andrzeja, to również ja zachowywałam się jak najgorsza frajerka. Gdy alkohol się skończył, nie miałam już ochoty na wyjście.
Zbierałam się powoli, odkładałam rzeczy na miejsce, wyrzucałam śmieci i czekałam, aż wszyscy wyjdą i może nie zauważą, że zostałam. Dawno nie zrobiłam z siebie takiej idiotki. Jednak był ktoś, kto czuwał, żeby uśmiech - mimo wszystko - nie schodził z mojej twarzy. Włodarczyk.
- Nina...
- Co?
- Zostaw to, idziemy tańczyć.
- Już zaraz, jeszcze tylko to...
- Nina, bo cię załaskoczę na śmierć.
- O nie.
- O tak. Liczę do trzech i masz mieć wolne ręce.
- Że niby mam się wooolnooo ruuuszaaać?
Mając w rękach kieliszki udałam, że ruszam się jak mim tylko w bardzo zwolnionym tempie. Przez przypadek wylałam trochę wódki na podłogę.
- Ja to posprzątam! - zarządził Włodarczyk, ty ubieraj buty.
Odłożyłam szkło do kranu i zatrzymałam się w kuchni, żeby popatrzeć jak Wojtek metodycznie wyciera moje panele. Widać, że rzadko sprząta. Uśmiechnęłam się pod nosem i szybko pomaszerowałam do wyjścia. Wsunęłam stopy w szpilki, zarzuciłam na ramiona smolistą ramoneskę a on dalej klęczał nad tą plamą.
- Woooojteeek! No chodź, bo mi zrobisz dziurę w panelach.
Niezadowolony z siebie zamruczał coś pod nosem i wyrzucił w końcu brudne ręczniki.
- Powinno wyschnąć...
- Myślę, że już wyschło. No chodź, bo nam wszystkie taksówki zgarną.
- Już, już.
Oczywiście, podchodząc, nie omieszkał rozwalić mi fryzury. Prychnęłam tylko i gdy on męczył się z butami połaskotałam go. Biedak z wrażenia wyrżnął głową w ścianę. Przepraszałam długo, ale widziałam, że traci do mnie cierpliwość. Najpierw na kolanach szoruje mi podłogę, potem serwuję mu wstrząs mózgu. Rzadko kiedy spotyka się tak urocze dziewczęta. W ciszy opuściliśmy mieszkanie, a ja niestety w tym momencie dostałam głupawki i musiałam mocno się pilnować, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Dopiero, gdy wyszliśmy z bloku na pusty chodnik wybuchnęłam śmiechem. Zawsze tak reagowałam na stres i poczucie winy, niestety.
- Przepraszam. Naprawdę. Nie. Chciałam.
- Już ci wierzę - wymruczał, nadal jeszcze nieszczególnie szczęśliwy. - Ile Taht ci zapłacił, żebyś wyeliminowała mnie z gry? - zażartował po chwili, masując obolałe miejsce, gdzie za chwilę wyróść miał dorodny guz.
- Tajemnica zawodowa.
Pogłaskałam go po dłoni, którą rozmasowywał guza i ucałowałam w policzek.
- Do wesela się zagoi.
- To na pewno. Nie mam nawet dziewczyny.
- Serio? - Byłam autentycznie zaskoczona, jeszcze niedawno chodził cały w skowronkach i chwalił się Anitą każdemu kogo spotkał. - Ty? Liczyłam, że z Lubina przywieziesz mi zdjęcia co najmniej trzech byłych.
- To tak. Żaden problem - wyszczerzył się w triumfie. - Co najmniej trzech. A ty... dalej myślisz o Wronie?
- Co? Ja? Nieeee. No co ty! To nawet nie był związek. Ot, byliśmy młodzi, głupi i tyle.
- To było dwa miesiące temu.
- No widzisz, kupa czasu minęła.
- Czyli jesteś wolna?
- Włodarczyk, co to za śledztwo?
Nim zdążyłam się zorientować, ujął moją twarz w dłonie i pocałował z takim uczuciem, że zabrakło mi tchu. Odepchnęłam go, gdy tylko zrozumiałam co robię. Nie miałam ochoty na kolejny przelotny związek a potem nienawistne spojrzenia i kłótnie przy każdym spotkaniu.
- Co ty robisz?!
- Oboje jesteśmy singlami...
- No i co z tego? Myślisz, że mam ochotę na powtórkę z rozrywki?!
- Nie jestem Andrzejem.
- No i???
- We mnie się nie zakochasz.
Zaniemówiłam. Szczęka opadła mi na chodnik i nie wiedziałam, czy śmiać się czy płakać. Włodarczyk natomiast patrzył mi w oczy bez skrępowania i wyglądało na to, że mówił jak najbardziej poważnie.
- Nie.
- Co "nie"? - spytał, nadal poważny.
- Lubię cię, jesteśmy kumplami, po co to psuć?
- Nie słyszałaś o friends with benefits?
- Nie słyszałeś o friendzonie?
Zabolało. Chłopak spuścił wzrok na ziemię a mi zrobiło się głupio. Czy ja mu się naprawdę podobam, a zagrywka z fwb była tylko przykrywką? Dlaczego w ogóle zaczął ten temat? A przecież było tak pięknie.
Oboje staliśmy jak te kołki na środku, wyjątkowo dziś pustego chodnika. Latarnia uliczna rzucała nasz cień idealnie wzdłuż płytek chodnikowych. Dwie, nieme postacie, rozciągnięte na szarym betonie. Ze spuszczonymi głowami i rękami w kieszeniach.
- Wojtek... idź do klubu. A ja wrócę do mieszkania. Głowa mnie boli...
- To chyba mnie powinna głowa boleć - zażartował, ale bez uśmiechu. Jego twarz wykrzywił grymas, gdy próbował unieść kąciki ust.
Podniosłam rękę by pogłaskać go po policzku jak kiedyś, ale zatrzymałam się w połowie drogi. Odchrząknęłam, rzuciłam szybkie "cześć" i wróciłam się do mieszkania nawet nie oglądając się za siebie. Zamknęłam i zaryglowałam drzwi, a następnie rzuciłam się na brudną od chipsów kanapę.
Wiedziałam, że zbyt szybko nie zasnę. Pokrzyczałam do poduszki i popłakałam sobie, rozmazując kompletnie makijaż na poszewce, po czym wykonałam kilka głębokich wdechów i wydechów.
"Wszystko w porządku, wszystko w porządku" powtarzałam w myślach jak mantrę ale znowu zbierało mi się na płacz. "Jutro będziecie udawać, że nic się nie stało" wmawiałam sobie, dobrze wiedząc, że nic z tego.
Posprzątałam mieszkanie gruntownie, łącznie z umyciem podłogi i wyniesieniem śmieci, a następnie wskoczyłam pod prysznic. Jednak tym razem nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Było prawie tak źle jak po rozstaniu z Andrzejem, który przecież irytował mnie na każdym kroku i zachowywał się jak słoń w składzie porcelany. Szybko doprowadziłam się do porządku, ubrałam czystą koszulę nocną i zaraz już byłam w łóżku, czyli na doprowadzonej do porządku kanapie. Włączyłam telewizor, żeby zagłuszyć myśli i zasnąć w trakcie oglądania, ale sen nie przychodził. Tysiąc razy zmieniałam pozycję, oczy miałam już jak na zapałkach, ale nadal nie było mowy o spaniu. Wybiła pierwsza, potem druga. Chwilę przed trzecią ktoś zapukał do moich drzwi.
Walczyłam z myślami, powoli ściągając z siebie kołdrę i na palcach podchodząc do drzwi. Włamywacz by przecież nie pukał. Delikatnie odsłoniłam judasza i spojrzałam, niestety, w tym samym momencie co gość. Odskoczyłam, i spanikowana zajrzałam jeszcze raz. To był Wojtek. Nie wyglądał na pijanego, ale nie miał na sobie kurtki. Szybko otworzyłam.
- Wojtek? Co się stało? Czemu jesteś bez kurtki?
- Zgubiłem numerek z szatni i ktoś inny ją sobie wziął. Mogę wejść?
Chłopak trząsł się z zimna, ale starał się tego po sobie nie okazywać. Nawet lekko się uśmiechnął. Mimo, że prawie już zasypiałam i jego wizyta nie napawała mnie optymizmem, zaprosiłam go do mieszkania, usadziłam na fotelu, po czym rzuciłam na niego koc. Nastawiłam też wodę na herbatę.
- A dokumenty? Telefon?
- Chyba zostawiłem u ciebie.
- Całe szczęście - westchnęłam z ulgą. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że to "chyba" nie było do końca szczere i zostawił je naumyślnie. Pokiwałam tylko głową z politowaniem. W kuchni odezwał się czajnik, więc nie drążyłam już więcej.
- Przepraszam.
Wyglądał na skruszonego i bezbronnego, z tym wyrazem twarzy, owinięty szczelnie przymałym kocem spod którego wystawały jego długie stopy wciąż jeszcze w butach. Gdy zauważył, że zawiesiłam na nich wzrok, szybko je zrzucił.
- Nie trzeba było...
Położyłam jego herbatę na szklanym stoliku i usiadłam na łóżku. Dopiero teraz zauważyłam, że moja koszula nocna jest raczej krótka, więc szybko narzuciłam na nogi kołdrę. Cisza mnie dobijała, więc mimo iż nie chciałam, zaczęłam mówić.
- Wojtek, jeżeli chodzi o wcześniej...
- To moja wina, głupio wyszło. Te hormony... - zażartował. - Przepraszam. Obiecuję wrócić do friendzona w trybie natychmiastowym.
Zachichotałam. Mój dawny Wojtek wracał. Mogłam w końcu odetchnąć.
- Dobra, to jak już jesteś we friendzonie to mogę tobą pomiatać i wodzić cię na pokuszenie?
- Cały czas.
- No to pij tę herbatę i wskakuj pod kołdrę, rozgrzeję cię trochę.
- Ale, że tak... bez ubrań?
- Wojtek, friendzone. - Uśmiechnęłam się z politowaniem. - Ale buty ściągnij.
Chłopak o mało nie poparzył sobie przełyku, ale herbatę wypił prawie duszkiem. Odrzucił koc jak nowonarodzony i wskoczył na kanapę z takim impetem, że wszystkie sprężyny zaskrzypiały.
- Auuu, moje żebra - jęknęłam, gdy zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. - Ale ty jesteś zimny!
- No wiesz, szedłem tutaj chyba kilometr.
- Chcesz termofor? - spytałam, gdy jego ręce zaczęły wędrować po moich plecach coraz niżej.
- A masz?
- Yhym.
- To poproszę. Jeśli ty nie chcesz być moim termoforem.
- Woooojteeeek.
- A jesteś taka milutka, cieplutka, mięciutka...
- Powiedz puszysta a zostanie ci tylko wycieraczka.
- W życiu! Ale puszysta to przecież komplement.
Mimowolnie wywróciłam oczami. Znalazłam mój termofor w sweterkowej osłonce, po chwili napełniłam go wrzątkiem i wręczyłam Włodarczykowi.
- Niebo... - westchnął z zadowoleniem. - Teraz już nie musisz ze mną spać. 

1 komentarz: