czwartek, 31 marca 2016

2. Ach ci mężczyźni, prawdziwi tacy...

Ani w przedsionku, ani w samej salce nikogo nie było, ale nie byłam tym specjalnie zaskoczona. Damian bardzo często się spóźniał, ponieważ pracował na pełen etat jako wuefista i jeszcze prowadził zajęcia pozalekcyjne. Dziewczęta go uwielbiały i zawsze miał ich komplet na zajęciach. Raz byłam świadkiem tych nieszczęsnych lekcji tańca. Sikające po nogach czternastki bawiły mnie do łez. 

Odłożyłam torbę w kąt, ściągnęłam bluzę i zaczęłam się rozciągać. W sali panował przyjemny półmrok i było tak cicho, że słyszałam bicie własnego serca. W takich momentach odpływałam. Wykonywałam powoli kolejne figury, unosząc ręce, wykręcając nadgarstki, stając na palcach i prostując się jak baletnica. Następnie wykonałam ukłon aż do samej podłogi, a potem rozsuwałam nogi aż do wykonania szpagatu. W takiej pozycji zastał mnie mój partner w tańcu.

- O proszę, już po rozgrzewce? Myślałem, że poczekasz.

- Na ciebie? Nigdy.

Wstałam na równe nogi i przywitałam się z chłopakiem całusem w policzek. Jak zwykle zapach jego perfum mnie odurzył. 

- Spokojnie, dopiero zaczęłam. Włączę muzykę.

Wyszłam z salki do jej przedsionka i uruchomiłam sprzęt, mimowolnie spoglądając na chłopaka przez weneckie lustro. Był w trakcie przebierania się, a spektakl pod tytułem: „idealne ciało młodego greckiego boga w ruchu” nigdy mi się nie nudził, więc obejrzałam go do końca i dopiero po tym wróciłam do środka. 

- Jak tam w szkole? Złamałeś jakieś nowe serca?

- Bardzo zabawne. Jak dostanę jeszcze jeden liścik od anonimowej adoratorki to zadzwonię po policyjnego grafologa. A potem po rodziców.

- Nie zrobiłbyś tego. Twoja dziewczyna mówiła mi, że je wszystkie zachowujesz na pamiątkę. Byłoby ci przykro, gdybyś przestał je dostawać.

- Może i byłoby przykro, ale przynajmniej spokojnie. Alicja serio się o nie awanturuje. A przecież sama ma tysiąc razy więcej fanów.

- Cóż, kobiety takie są. 

Spojrzał mi głęboko w oczy, uśmiechając się zawadiacko - po czym zawsze miękły mi nogi i tętno niebezpiecznie wzrastało – i niewinnym głosem spytał:

- Ty też? 

- Co „też”? 

- Też byś była taka zazdrosna? 

- Pewnie tak. A może nie? Zależy od przedziału wiekowego. Gdybym miała taką konkurencję jak Alicja, czyli gimnazjalistki z kisielem w majtkach, to chyba miałabym tylko ubaw.

Pchnęłam go lekko w brzuch, żeby przestał tak się na mnie gapić - bo wiedziałam, że robił to specjalnie - i wróciłam do bycia babochłopem. 

- Ale już koniec tematu, ogarnij się bo nie mamy całego dnia. – Chociaż bardzo bym chciała.

Zaczęliśmy od intensywnej rozgrzewki, a następnie płynnie przeszliśmy do układu. Dwa spocone ciała ocierające się o siebie w takt energicznej muzyki. Nagle Damian odsunął się i za pomocą pilota zatrzymał muzykę.

- Musisz być bardziej kobieca. – Posłałam mu mordercze spojrzenie, które miało wypalić mu dziurę w mózgu na wylot, ale on tylko się uśmiechnął i przeczesał palcami włosy. – Nie żebyś nie była kobieca. Jesteś w stu procentach kobieca. – Nie przestawałam mierzyć go wzrokiem.

- Ale?

- Ale mogłabyś być trochę bardziej. No wiesz, trochę delikatniej kręcić tyłkiem, wiesz, tak uwodzić. No patrz.

Przysunął się bliżej mnie, tak, że czułam na szyi jego oddech, i położył ręce na moich biodrach. Staliśmy przed lustrem, patrząc na swoje odbicia i staraliśmy się zachować profesjonalnie. Przynajmniej ja, bo przy Damianie zawsze miałam z tym problem.

- Po pierwsze, oddychaj, rozluźnij się. A po drugie, zamiast robić wymach, to zakręć biodrami, o tak. 

I zakręcił moimi biodrami w kształt ósemki, cały czas przesuwając swoje dłonie w górę i w dół. Było w tym tyle zmysłowości i ognia zarazem, że bałam się spojrzeć mu w oczy. On chyba też o tym pomyślał, bo nim wykonaliśmy całą sekwencję ruchów, włączył muzykę.

- A teraz jeszcze raz to samo.

Wykonaliśmy cały układ, po czym Damian poprosił bym pomogła mu z choreografią do teledysku Alicji. Poszedł zmienić płytę i wrócił, gdy w głośnikach popłynęła delikatna i spokojna ballada.

- Nigdy nie tańczyliśmy do czegoś takiego…

- Wiem, ale Alicja nagrywa nową płytę, właśnie w takim stylu, i chce żebym zatańczył w teledysku promującym album. 

- Całkiem niezła ta piosenka… 

- Jak na Alicję?

- Tego nie powiedziałam.

- Ale widzę to w twoich oczach. 

Uśmiechnęłam się. Cóż, moje życie bez Alicji byłoby prostsze. I może gdyby miała więcej oleju w głowie czułabym się winna, że kocham się w jej chłopaku, ale osobiście nie rozumiałam dlaczego Damian z nią był. I czasem dawałam to po sobie poznać. Chłopak tylko pokręcił głową i wyciągnął dłoń w moją stronę.

- Zaproponuj coś, co mogłaby zatańczyć, bo kompletnie nie mam pomysłu…

- Ty? Niemożliwe. Myślałam, że to ty jesteś mistrzem w tym duecie a ja posłuszną uczennicą. Z gimbazy. Z kisielem w majtkach.

- Nina… - Pokręcił głową zrezygnowany. - Czasami się tak zachowujesz, ale nie zmienia to faktu, że jak chcesz, to umiesz zatańczyć wszystko. 

- Ja? Gimba z kiślem w majtach? – Ukłułam go palcem wskazującym w jego dumnie wyprężoną pierś. – Ja?

- Jak zwykle skupiłaś się nie na tym co trzeba. 

Złapał mnie za rękę i przyciągnął władczo do siebie. Przez chwilę nasze ciała dzieliły tylko cienkie warstwy materiału. Oddychaliśmy w tym samym, szybkim tempie, patrząc sobie głęboko w oczy. Na filmach, w tym momencie bohaterowie się całują, ale w rzeczywistości wygląda to tak, że facet drapie cię po głowie i rozwala ci fryzurę. 

- Daaaaamiaaaan.

- Zawsze będziesz moją ulubioną gimbą. A teraz posłuchaj tej piosenki jeszcze raz, jest o…

- O miłości, no o czym innym są piosenki?

Odsunęłam się od niego i klapnęłam bezceremonialnie na podłogę. Wygodnie umościłam się, siadając po turecku na środku sali, po czym wsłuchałam się kolejny raz w tą samą piosenkę. Cholernie dobrą piosenkę.

- Wszystko ma się dziać w lesie, bajkowa sceneria i te sprawy.

- Typowe. Ale siedź cicho.

Usiadł za mną, opierając się plecami o moje plecy. Nie powiem, przyjemny był to ciężar. Ale skupiłam się na słowach i wyobraziłam sobie siebie i jego w tym lesie. Wysokie drzewa, liście przykrywające ziemię, mgłę, zapadający zmrok. Opierając się o niego, przesunęłam cały ciężar ciała po jego kręgosłupie wykonując nad nim mostek a następnie stając na rękach i wracając do pionu już przed nim. 

- Nina…

- No co? Wczułam się.

- Wiem. I to było świetne, ale chyba za trudne dla początkującej, nie sądzisz?

- No może trochę.

Damian kliknął jeszcze raz, i tym razem skupiłam się na swoim zadaniu bez zbędnych sentymentów. Zatańczyłam coś lekkiego, co mogłoby skojarzyć się z nimfą leśną, choć nie czułam się najlepiej w tej roli, a gdy piosenka się skończyła szybko złapałam za torbę. 

- Wiesz, przypomniałam sobie o czymś i muszę już lecieć. Mam nadzieję, że pomogłam. Widzimy się w poniedziałek?

- Ta… - Sięgnął po telefon, żeby sprawdzić godzinę. - Ale serio? Mamy jeszcze pół godziny treningu. 

- Przepraszam, muszę. Poćwicz układ do teledysku. Mogę ci zostawić kamerę. 

- Ale najpierw nagrajmy to co przed chwilą zatańczyłaś. Proooszę. Bez tego nic tu po mnie. 

Westchnęłam głośno i zgodziłam się. Jak zwykle. 

Nigdy mu nie odmawiałam. Nie potrafiłam być asertywna wobec jego obłędnych oczu, bajecznego uśmiechu, idealnego ciała… Teraz również zaklęłam jedynie w duchu i krok po kroku odtworzyłam układ, pozwalając mu się przyłączyć. Problem polegał na tym, że nigdy nie tańczyliśmy w taki sposób. Nigdy nie było między nami takiej delikatności i pasji jednocześnie. Nigdy nie chodziło nam o pokazywanie uczuć, a już na pewno nie takich, gdy wtuleni w siebie zapominamy o całym świecie.

Muzyka dobiegła końca, więc jak Kopciuszek uciekłam z sali. 

- No to lecę. Do zobaczenia!

Bez przebierania uciekłam z sali, podążając prosto w stronę wyjścia. Opamiętałam się, gdy poczułam chłód dobiegający z zewnątrz, narzuciłam więc na siebie kurtkę trzymaną w ręku. Po drodze minęłam Włodarczyka z kolegami z drużyny. Na moje nieszczęście, chłopak pobiegł za mną do wyjścia.

- Nina! Ej, Nina!

- No co?!

Zatrzymałam się tuż przed drzwiami, wściekła, że miałam go teraz na głowie. Moja mina zrobiła na nim całkiem spore wrażenie bo stracił wątek i chwilę mu zajęło dojście do siebie.

- E… Będziesz na meczu?

- Raczej nie – odpowiedziałam bez zawahania, krzyżując ręce na piersiach.

- Nie dasz się przekonać? – Biedak wykrzesywał z siebie ostatnie pokłady pewności siebie i uśmiechając się, próbował robić dobrą minę do złej gry.

- Jestem zajęta.

- A po meczu? 

- Też. – Nerwowym ruchem poprawiłam torbę na ramieniu i przestąpiłam z nogi na nogę. Nie byłam w nastroju na oglądanie meczu ani imprezowanie z siatkarzami. Zresztą oni też. 

- Na pewno nie dasz rady?

- Włodarczyk…

Chłopak ewidentnie się nie poddawał i ignorując moje zniecierpliwienie oraz zdecydowanie negatywne nastawienie kontynuował:

- Po meczu idziemy do klubu, jak za starych dobrych czasów, dołączysz?

- Przemyślę to…

- A gdzie tak pędzisz?

- Nie twoja sprawa – burknęłam oschle, czego natychmiast pożałowałam. Chłopak jakby skurczył się w sobie. - Bez urazy, Wojtek. Uwielbiam cię, przecież wiesz. Nie wiem czemu tak powiedziałam, przepraszam…

- Spooooko. 

Jego szerokie ramiona otoczyły mnie w oka mgnieniu, a ja nie protestowałam za bardzo. Uwielbiałam Wojtka, jego „miśkowaty” charakter i częste przytulanie. 

- Jadę do mamy – wyznałam cichym głosem, przytulona do jego klatki piersiowej. - Najpierw do mieszkania, żeby się wykąpać, bo pewnie śmierdzę po treningu, a potem do szpitala.

Chłopak przysunął twarz do mojej szyi i głośno wciągnął powietrze nosem. Zachichotałam.

- Nie jest źle. Masz ładne perfumy.

- Dziękuję. 

Było mi cudownie w jego ramionach, ale wiedziałam, że on musi wracać do drużyny a ja muszę zniknąć zanim pojawi się Damian. Z bólem serca puściłam chłopaka i wyswobodziłam się z jego uścisku.

- Wieczorem pracuję… ale może wpadnę na początek meczu.

- Weź L4, powiedz, że jesteś tak chora, że zarażasz na kilometr… Nina, przecież potrafisz.

- Jasne, rób ze mnie kłamczuchę. Jeszcze powiedz, że jestem wredna.

- Ty? Kto tak mówi? Zaraz mu pokażę… - udając, że rozgrzewa pięści do walki, rozejrzał się wkoło. Wywróciłam oczami. 

- Dobra, wracaj do chłopaków – wskazałam na kilku zainteresowanych, którzy przez cały czas udawali, że rozmawiają w kącie a tak naprawdę obserwowali całe zajście. Kiedy jesteś singlem, każda osoba z którą rozmawiasz i również ma ten sam „problem” co ty, jest twoim potencjalnym przyszłym partnerem. 

- Do zobaczenia.

Uśmiechnęłam się tylko kątem ust, po czym pchnęłam ciężkie, szklane drzwi. Zimno uderzyło we mnie z całą siłą, więc przyspieszyłam kroku by na koniec resztę dystansu przebiec. Na szczęście samochód czekał na mnie tam, gdzie go zostawiłam a na ulicach było spokojnie. 

Jak burza wleciałam do mieszkania, rozrzucając ubrania gdzie popadnie, a następnie wskoczyłam pod prysznic. Prysznic w mojej łazience, w moim mieszkaniu. Uwielbiałam to miejsce i zawsze było mi go mało. Teraz również nie mogłam położyć się na mojej wygodnej, rozkładanej kanapie, jeżeli chciałam spędzić trochę czasu z mamą. Przypomniałam sobie propozycję Włodarczyka. I przez chwilę naprawdę pomyślałam o tym, żeby poszukać sobie zastępstwa w klubie. Bycie fordanserką w środę nie było przyjemne, nawet w wielkim mieście Łódź. 

Biłam się z myślami przez cały czas spędzony pod prysznicem, aż w końcu zdałam się na łaskę przeznaczenia – co robiłam zawsze, gdy nie mogłam podjąć decyzji. „Jeśli znajdę zastępstwo przy pierwszym telefonie, nie idę do pracy” – pomyślałam, czekając aż Ilona, moja koleżanka po fachu, odbierze telefon. Urocza dziewczyna, ale zawsze myślami gdzieś indziej. I nigdy podczas rozmowy nie patrzyła mi w oczy. Gdy się tak nad tym zastanowiłam, to jednak nie była urocza. Była dziwna.

- Halo? – usłyszałam jakby z daleka jej głos w słuchawce. 

- Cześć Ilona! Możesz rozmawiać?

- Jasne, jestem w pracy – odpowiedziała już głośniej; prawdopodobnie w końcu przyłożyła telefon do twarzy.

- Aha… - Nie wiedziałam, czy żartuje czy nie, więc przyjęłam wersję, że naprawdę może rozmawiać. – Bo jest taka sprawa, że przydałby mi się wolny wieczór. Nie masz może ochoty dzisiaj trochę potańczyć?

- Nie, nie… Nie dzisiaj, ale wiem kto może cię zastąpić. Zadzwoń do Anki, mówiła mi, że się nudzi a szef jej akurat nie rozpisał.

Anka była kolejną z naszej paczki. Ja, Ilona, Anka i jeszcze kilka innych dziewczyn rozkręcałyśmy imprezy w łódzkim klubie F-Tale. Zawsze byłyśmy na posterunku we trzy i w zależności od ruchu pracowałyśmy od trzech do sześciu godzin. W środy to było właśnie sześć.

- Nie no, pewnie już coś znalazła…

- Dzwoń do niej dzwoń. Muszę kończyć, trzymaj się, pa.

- Pa.

I takim sposobem mój plan uległ zmianie i zamiast jednego telefonu wykonałam dwa. I znalazłam zastępstwo. Mogłam więc po wizycie u mamy wpaść na halę, a następnie rozerwać się z chłopakami. Szczerze mówiąc od dawna mi tego brakowało, ale po ostatniej kłótni z Wroną nie chciałam się widywać z siatkarzami. Nie wiedziałam, co komu powiedział i komu jeszcze wolno się ze mną zadawać.

Teraz jednak odpuściłam wspominanie tych zdarzeń i podczas jazdy do szpitala skupiłam się na Damianie. Kiedy doszło do tego, że zaczął się ze mną droczyć i mnie sprawdzać? Posyłać te wszystkie zabójcze spojrzenia? Myślałam, że nie wie o moim „zauroczeniu”. Musiałam bardziej uważać. 

Ale to wszystko marność, jak mawiał klasyk. Co robić z mamą? Przecież bełchatowski szpital to za mało. Gdyby tylko ojciec nie był taki uparty… Fakt, zmienił się od czasów, gdy mama była zdrowa i beztrosko woził się po całej Polsce ze swoim ukochanym zespołem, ale nadal siatkówka znaczyła dla niego zbyt wiele. Musiałam z nim porozmawiać. Tym razem nie z pozycji bezwolnego pracownika ale pierworodnej córki. Taaaa, Nina, już to widzę.

- Cześć mamo.

Mama jak zwykle z nosem w książce nie zauważyła mojego wejścia. Czytała „Perswazje” Jane Austen, chyba po raz setny. Mała blondynka o niebieskich oczach otoczonych pajęczyną zmarszczek. Niepoprawna optymistka. Moja mama. Chora na raka piersi.

- O, Ninka! Co u ciebie, dziecko?

- Na razie wszystko w porządku. – Przysiadłam na skraju łóżka by się przywitać na powitanie. - A u ciebie?

- Tak samo.

- A jak badania? Masz już wyniki?

- Tak, wszystko się poprawiło. – Odłożyła książkę na stolik obok łóżka, by następnie podać mi kartkę z wynikami, z których prawie nic nie rozumiałam. – Lekarz mówi, że niedługo będę mogła wrócić do domu.

- To cudownie! 

- Też się cieszę. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu położę się we własnym łóżku. No i jestem ciekawa jak sobie radzicie beze mnie?

- Hmm… Chłopaki coś jedzą, to na pewno. Ja tam czasem z Kacprem sprzątamy… No nie jest źle, ale weź już zdrowiej. Dość tego odpoczywania.

- Ach, gdyby tu chociaż lepiej karmili…

- Wyjątkowo, oprócz kwiatków, mam coś dla ciebie.

Sięgnęłam po torebkę, w której lekko zgniotły się przed chwilą kupione drożdżówki. Nie było to wiele, ale nie zdążyłam wykombinować niczego więcej.

- Co powiesz na trochę zbędnych kalorii?

- Na pewno nie odmówię.

Podzieliłam drożdżówki między nas, po czym rozsiadłam się wygodnie na krześle stojącym obok. Dla większej wygody ściągnęłam buty i stopy oparłam o bok łóżka. Uwielbiałam te momenty w domu, gdy po całym dniu w szkole, albo gdzieś w pracy siadałam z mamą w salonie i zajadałyśmy się ciastami, które sama piekła. Ja jak na razie nie przejawiałam zdolności kulinarnych, dlatego posiłkowałam się gotowymi produktami. Mama jednak nie narzekała. Nie to co ojciec, dla którego kobieta niegotująca i niepiecząca była anomalią nie do przyjęcia.

- A jak tam twoje sprawy sercowe, Nina?

- Tak samo jak wczoraj i przedwczoraj. Nuda.

- Bo wiesz, rozmawiałam dzisiaj z doktorem…

- Dziadkiem Edkiem? – mówiłyśmy tak o lekarzu prowadzącym mamy. Miał na imię Edmund i stąpał po tym łez padole od co najmniej siedemdziesięciu lat. I nie zamierzał robić sobie wolnego, o emeryturze nie wspominając. 

- Właśnie tak. I powiedział mi, że idzie na emeryturę po nowym roku…

- Co?! Nie wierzę! Kto go do tego zmusił?!

- Podejrzewam, że szpital. Ale mówi, że nawet się cieszy. I w sumie i tak będzie tu codziennie przychodził. Mam jednak lepszego niusa. Na jego miejsce zatrudnią młodego, zdolnego lekarza. Jest kawalerem…

- Maaaamoooo. 

- Nie mamuj mi tu. Chcę dożyć twojego ślubu. I bawić twoje wnuki. 



Pokiwałam tylko głową zrezygnowana. Z kobietą na szpitalnym łożu się nie dyskutuje.

2 komentarze:

  1. Bardzo mnie się podoba ;) Masz taki lekki styl pisania . Czuje,eże Wojtek stara się o Nine. Ale będzie ciężko. Czekam na kolejne i rozwój akcji.
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :) :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, świetne! Zaciekawiłaś mnie. Proszę o informacje o kolejnej notce!

    OdpowiedzUsuń